wtorek, 16 października 2012

Rozdział XIV


Nie! Tak nie będzie! Chodzę z chłopakiem, który zawsze był i będzie dla mnie najważniejszy! Nie ma żadnych Douglasów!
-Wiesz co, jesteś cudowna. – Doug przejechał mi ręką po policzku.
-Douglas, ja mam chłopaka. Zayn Malik, kojarzysz gościa? – zapytałam.
-Tak. One Direction, wiem. Ale ja… coś do Ciebie czuję. Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny, jak ty. – mówił z taką nadzieją w głosie.
-Ty też jesteś wyjątkowy, ale ja tak nie mogę. Po prostu nie jestem jakąś suką. Przepraszam Cię. Ale nie chcę, żebyśmy zapomnieli o sobie. Nie zapomnij o mnie, proszę. – popatrzyłam w jego czekoladowe oczy.
-Nigdy nie zapomnę. Jak coś u Ciebie pójdzie źle, to po prostu zadzwoń. Będę czekał. – pocałował mnie w policzek, wstał i odszedł.
-Zaczekaj! – krzyknęłam i złapałam go za rękę. – Nie idź jeszcze, zostań ze mną!
-Zostanę, bo chyba Cię kocham. – posłał mi uroczy uśmiech i usiadł obok mnie.
Tak… Nie jestem jakimś „heartbreaker’em. Nie umiem po prostu powiedzieć "Spierdalaj, nie możemy tak...". Jeszcze w dodatku takiemu kolesiowi, jak on. Chciałam spędzić z Douglasem więcej czasu, ale przyjechałam tu z Zaynem. Zayn jest ważniejszy. Ja sama nie wiem co mam robić. A: Kiedy ty wyjeżdżasz?
D: Jutro o 21:00.
A: Co?! Tak wcześnie?! Myślałam, że…
D: Tak… Chciałbym z tobą zostać, ale obowiązki…
A: Dobra, zbieramy się.
Powoli zmierzaliśmy w stronę hotelu. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że już raczej się nie zobaczymy. Rozstaliśmy się na parterze. Wymieniliśmy numery telefonów, przycisnęłam przycisk windy i zniknęłam w powoli zamykających się drzwiach. Otworzyłam drzwi do naszego apartamentu. Nikogo nie było. Spojrzałam na zegar. 19:00! Pojechali po Harrego! Usiadłam w fotelu i sięgnęłam ręką po hotelowy telefon. Zamówiłam truskawki w białej i mlecznej czekoladzie. Nie czekałam na nie długo, było ich dużo – podobało mi się to. Podłączyłam do głośników mój telefon i puściłam sobie „Live while we’re young” Patrzyłam przez przeszklone ściany apartamentu na powoli zasypiający Bangkok. Włączyłam laptopa i weszłam na skype’a. Liam był dostępny więc od razu do niego zadzwoniłam. Chciałam mu powiedzieć o wszystkim. Gdy zobaczyłam jego twarz wiedziałam, że coś się stało. Nie był uśmiechnięty, jak to zawsze bywało.
A: Li! Co się stało?
L: Rozstaliśmy się.
A: Ty i Dan!?
L: Tak. Nawet nie wiem dlaczego. Po prostu już nie ma Lianielle.
A: Przykro mi. Uśmiechnij się, będzie dobrze.
L: Taa. Oby… Jak tam u was?
A: A więc tak… Harrego pobili, Zayn i Laura pojechali po niego do szpitala. Jest z nim dobrze. Poznałam strasznie fajnego chłopaka – tańczy hip-hop! I wgl. to jest cudownie. Zayn wykupił mi karnet do SPA. Laura z Harrym są razem, ja z Zaynem też. Jem truskawki, słucham LWWY.
L: Szczęścia. Jak pogoda?
A: Słońce nieźle daje. Widziałam dziś na bazarku maskotkę-żółwia! Mam w planach ją dla Ciebie zakupić.
L: Ty to masz gust. A ten kolega fajny jakiś?
A: No fajny, fajny… Aż za bardzo.
L: Pamiętaj o Zaynie, zawsze.
A: Tak, wiem. Nie martw się.
L: Mówię tak, bo wiem jak on Cię kocha.
Rozmawialiśmy około 20 minut. Potem ja poszłam do hotelowego drink-baru. Przy ladzie siedziały dwie osoby. Całowały się. Usiadłam blisko i zamówiłam drinka. Chłopak spojrzał na mnie. W tym momencie po prostu miałam ochotę go zasztyletować. To był Douglas! Przyniesiono mi drinka. Bez zastanowienia wzięłam go do ręki i wylałam na głowę Douga.
-Fajnie, że osoby na których mi zależy, są takimi chujami. – spojrzałam w oczy Douglasa. – A ty suko nie zapomnij o zabezpieczeniu jak będziecie się dzisiaj ruchać. – zwróciłam się w stronę cycatej blondyny, która towarzyszyła Dougowi i wyglądała jak aktorka filmów dla dorosłych.
Wybiegłam z hotelu niemal przewracając się przez sznurówki moich vansów. Usiadłam na chodniku, wyciągnęłam z kieszeni iPhone i włączyłam sobie jakieś dobijające piosenki. Taa… zawsze tak robiłam, kiedy czułam się okropnie.
-Agata! – usłyszałam czyjeś wołanie. Nawet już chyba wiedziałam czyje.
-Idź stąd! Wypierdalaj! Usuń mój numer! Zapomnij! Nie dzwoń, nie pisz! Odejdź! Zostawiłeś swoją lafiryndę?! Uważaj, bo Ci ucieknie i nie będzie ruchania! Brzydzę się Tobą! – wykrzyczałam z mimowolnie pojawiającymi się łzami w oczach.
-Zrozum, że ja… - zaczął.
-Co mam zrozumieć?! To, że zachowałeś się jak ostatni dupek! – przerwałam mu.
-Nie mogłem się pogodzić z tym, że nie czujesz tego samego co ja… - mówił.
-I dlatego lizałeś się z tamtą miłą panią?! Bo mnie kochasz?! Żałuje tych godzin spędzonych z Tobą. Jesteś najprzystojniejszym i najcudowniejszym dupkiem jakiego znałam.
---------------------
PROSZE :3


niedziela, 7 października 2012

Rozdział XIII


Harry nie był w stanie powiedzieć nam, co się stało. Wyglądał masakrycznie. Laura była rozkojarzona. Hazzę oddaliśmy w ręce pielęgniarek i lekarzy. Usiedliśmy na korytarzu. Zastanawiałam się, co się mogło stać… I szczerze mówiąc, miałam tysiąc przypuszczeń. Czekaliśmy w niepokoju. Po godzinie, mogliśmy zobaczyć się z Harrym. Wyglądał znacznie lepiej. Pielęgniarki powiedziały, że to w wyniku pobicia, szybko wróci do siebie i że silny z niego chłopak.
-Harry! Co się stało? – Laura od godziny czekała, żeby zadać mu to pytanie.
-Najebałaś się, nic nie pamiętasz. Jacyś kolesie nas napadli. To było już blisko hotelu. Ja Ci kazałem uciekać do naszego apartamentu. Oni mnie spytali, czy mam jakieś życzenie. Ja wysłałem Ci sms’a, potem zabrali mi kasę, telefon i pobili.
-Bandyci jebani… - westchnęłam.
-Ale jest lepiej ze mną. Jutro już będę „Do życia”. – uśmiechnął się Harreh.
-Kiedy Cię wypuszczą? – zapytał Malik.
-Wieczorem. Idźcie do apartamentu, przyjedźcie po mnie o 19:00, okej? – wytłumaczył luby Laury.
-Jasne, jasne. Trzymaj się kochanie. – Laura pocałowała go w czoło, po czym wyszliśmy ze szpitala.
Jaka historia. Jak z filmu. Masakra. Ludzie nie mają co robić, że napadają Harrego Stylesa? Widocznie nie. Wróciliśmy do apartamentu. Ja stwierdziłam, że pochodzę sobie po hotelu. Zayna bolał brzuch, został w apartamencie, a Laura jako maniaczka filmów coś tam oglądała. Ja przechadzałam się po strasznie ogromnym hotelu. Szłam korytarzem. Spojrzałam na pewne drzwi. Była na nich tabliczka z napisem „Sala treningowa”. Z jej środka dochodził dźwięk muzyki. Otworzyłam powoli drzwi. Była to sala lustrzana. Miała ogromne okna. Z nich można było zobaczyć caluteńki Bangkok. W tej sali tańczyła kilkunastoosobowa grupka osób. HIP-HOP! Znam się na tym troszkę. Tańczyłam 10 lat. Przerwałam to dla naszego biura, ale nadal czuję te klimaty i jak nikt nie widzi włączam moją wierzę stereofoniczną i daję czadu. Kocham taniec. Szczególnie hip-hop. Oni wyłączyli muzykę, spojrzeli na mnie. Z tłumu wyszedł chłopak. Gdy go zobaczyłam… Ogarnęły mnie nieprzyzwoite myśli. Coś w środku mówiło mi „Agata, nie patrz tak na niego! Masz chłopaka!” ale ja jakoś nie umiałam patrzeć inaczej. Uśmiechał się do mnie, ja do niego. Miał na sobie szare dresy, zielony bezrękawnik, fullcup i vansy.
-Hejka. Jestem Douglas. – podał mi rękę.
-Siema. Ja jestem Agatha. Wiesz co… przyjdę tu za 5 minut. – wybiegłam z sali i przycisnęłam przycisk windy.
Chwilkę później byłam już w apartamencie i przeszukiwałam moją szafę. Wyciągnęłam te ciuchy, ubrałam je, wyciągnęłam z lodówki butelkę wody i wróciłam do miejsca spotkań tancerzy. Gdy mnie zobaczyli, zaczęli klaskać i już wiedzieli, że jestem jedną z nich.
-No to jedziemy! – rzuciłam butelkę pod ścianę i podeszłam do laptopa. Zaczęłam szukać jakiejś fajnej nuty.
Znalazłam! Usłyszałam początek. Stanęłam na środku, poczułam beat. I zaczęła się moja improwizacja. Było nieziemsko. Lubię być w centrum uwagi. Wszyscy klaskali, krzyczeli, piszczeli. To jest to co kocham.
-No to mamy nową królową hip-hopu! – krzyknął Doug.
-Bez przesady. Tak ogólnie to cześć wszystkim, jestem Agatha. Mieszkam w Londynie, jestem tu na urlopie. Tańczę 10 lat, kocham to. Lubię frappuccino i wszystko co Apple. – przedstawiłam się. – Macie jakiś układ?
-Jasne! Jestem Sandy. Spoko, zaraz Cię nauczymy. – rzekła szatynka i zaczęła majsterkować przy latopie.
Ustawili się i było „5… 6… 7… 8…”. Choreografia była zajebista. Nauczyłam się jej pamięciowo w jakieś 15 minut. Potem już wszystko ogarniałam. Trenowaliśmy godzinę. Wszyscy się porozchodzili i zostałam tylko ja i Douglas.
D: Zmęczona?
A: Trochę tak… Wiesz mam już 2 letnią przerwę, to mój pierwszy trening od tak długiego czasu. No może jeszcze warsztaty w Londynie.
D: Te, które były teraz w okolicach Maja?
A: No tak. A co?
D: Też na nich byłem.
A: Mieszkasz w Londynie?!
D: Tak. Może naszą rozmowę dokończymy przy jakimś pysznym koktajlu, hmm?
A: Z przyjemnością.
Haloo! Agata, co ty robisz?! Masz chłopaka! Nie zakochuj się! Muszę się ogarnąć. Douglas wcale mi się nie podoba! Tak… Tego co mam w głowie nie zniszczę, a słowa nic nie zmienią. Doug świetnie tańczy, jest mega mega mega przystojny, zabawny. Ahh… Cichoo, nic nie mówcie Zaynowi! Szliśmy chodnikiem. Odkrywaliśmy siebie. Poznawaliśmy nasze upodobania, wady, zalety. Naszym podstawowym łącznikiem był taniec. Czułam, że on kocha go tak samo jak ja. Mówiliśmy o naszych inspiracjach (w moim przypadku o Cha Chi). Przywłaszczyłam sobie jego fullcup.
D: Mam nadzieje, że mój obey do mnie wróci.
A: No to się mylisz, bo on już jest mój.
D: Za dużo marzysz, młoda.
A: Pff… znalazł się stary. Tylko o 2 lata.
D: 2 lata, a jednak.
A: To gdzie na ten koktajl?
D: To może wskoczymy po to twoje frappuccino, a potem wybierzemy się na spacer. Okej?
A: Okej.
Wbiliśmy do Starbucksa po moje ukochane słodkości i udaliśmy się przed siebie. Ja wyciągnęłam z kieszeni mojego iPhonea i zrobiłam sobie fotkę z Dougiem i naszym piciem, która od razu powędrowała na mojego instagrama z podpisem „Taniec, Starbucks, obey, Bangkok i ten uroczy pan – czego chcieć więcej? xoxo” Na jednej fotce się nie skończyło, bo uznaliśmy wspólnie, że jesteśmy tacy piękni i musimy sobie zrobić słit seszyn, żeby ludzie widzieli jacy jesteśmy cudowni. W 3 godziny dowiedzieliśmy się o sobie tyle, ile byśmy mogli się dowiedzieć w miesiąc. Buzie nam się nie zamykały. Okazało się, że siostra Douglasa wyszła za Polaka i mieszka z nim w Krakowie. Dowiedziałam się też, że rodzice Douga zginęli miesiąc temu w wypadku samolotowym. Zaczęłam płakać. Zdawałam sobie sprawę z tego jak cierpi. Ja nie wyobrażam sobie sytuacji, że moich rodziców tak po prostu nagle by zabrakło. Weźmy też pod uwagę fakt, że on jest taki młody. Starałam się go pocieszyć, przytuliłam go, powiedziałam, żeby był silny i się nie poddawał. Między nami coś było. Sama nie wiedziałam co, ale to nie wróżyło nic dobrego…

................................................................................
Kurde, jestem straszna… Ale okej. 37 OBSERWUJĄCYCH! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA *.* #ThankYouSooMuch KOCHAM WAS! Nie wiedziałam, że tan blog się tak wam spodoba. #MuchLove. Może tak napiszę od siebie, że kocham DNA – Little Mix! Uzależniłam się i nie mogę przestać słuchać. Taka rada ode mnie – nie oczekujcie zbyt wiele i nie zakochujcie się tak łatwo, jak ja. *le moje mądrości życiowe* Mam już dwie pały, za braki zadań (Gega, Biola) :c BO NIE MA NIEPRZYGATOWAŃ! :o Co za szkoła… Dobra, kończę.
Chcecie facebooka, twittera, aska, albo jakieś inne pierdołki moje? To piszcie, papapapapa :**
I JESZCZE RAZ : DZIĘKUJĘ WAM, ŻE CHCE SIĘ WAM CZYTAĆ! JEJUUU, JARAM SIĘ WAMI! :3
+nie ma lipyyyyyyy (: xoxo
LET’S GET CRAZY CRAZY CRAZY TILL WE SEE THE SUN ! *_*

środa, 3 października 2012

INFORMOWANI NA TT :

@iza00027 @AmelkaOfficial @maliklovex3 @karola__902@Just_Smile_xD @FollowMeNiallxx @iloveniall_xoxo @TheAvenueStar1D@natka0504 @marysia_lawecka .

wtorek, 2 października 2012

Rozdział XII

...Laurę w bikini, całą mokrą. Harrego bez koszulki, też mokrego. Obściskiwali się na... emm... podłodze. Popatrzyłam na Zayna. Nie wiedziałam czy wrzasnąć "Koniec tych czułości, idziemy na imprezę!" Czy zamknąć drzwi i poczekać 5 minut. Zdecydowaliśmy, że druga opcja będzie lepsza. Usiedliśmy pod ścianą na korytarzu. Też nie mieliśmy zamiaru się nudzić, więc zaczęliśmy się całować. Nigdy nie miałam takiej ochoty na całowanie, jak dzisiaj. Nie zamierzaliśmy czekać dłużej. Weszliśmy do apartamentu. Harry z Laurą wstali z podłogi jak oparzeni. Popatrzyliśmy się na siebie chwilkę i wszyscy zaczęliśmy się przygotowywać do wyjścia na imprezę. Ja włożyłam to. Byłam już prawie gotowa. Spakowałam jeszcze do torebki błyszczyk, iPhonea, portfel i usiadłam na kanapie w części apartamentu, którą zajmowałam ja i Zayn. Nie czekałam na niego długo. Gdy wszyscy byliśmy ogarnięci, zamknęliśmy nasz apartament i udaliśmy się do jednego z najlepszych klubów. Dostaliśmy się do strefy dla VIP’ów. Zayn zamówił drinki. Usiedliśmy przy stoliku. Po chwili kelnerka zrealizowała zamówienie Malika i wypiliśmy za moje zdrowie. Drinki jakoś magicznym sposobem się mnożyły, a ja coraz bardziej odpływałam. Wbiliśmy na parkiet. Weszłam na ladę baru i zaczęłam tańczyć. Impreza była nieziemska. O takiej 19-stce marzyłam! Co chwile wymienialiśmy z Zaynem gorące i namiętne pocałunki. Harry i Laura też nie powstrzymywali się w okazywaniu uczuć. Nawet nie zorientowałam się kiedy straciłam z oczu Larr i Hazzę.
-Zayn, chuju.  Kocham cię. – powiedziałam odrywając się od jego ust.
-Ja Ciebie też. Jest już 02:00. Chodźmy do apartamentu. Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. – powiedział tajemniczo.
-Zayn, chcesz się ruchać? – zapytałam z powagą w głosie.
-Skąd wiedziałaś?! Telepatia! Widzisz jesteśmy dla siebie stworzeni. – uśmiechnął się łobuzersko.
-Taa jasne. A ja może nie chcę się z Tobą przespać?
-Nie wygłupiaj się! Przecież wiesz, że cię tak bardzo, bardzo mocno kocham.
-Nie no, żartowałam. Chodźmy. – wzięłam do ręki torebkę i chwiejnym krokiem wyszłam z Zaynem pod rękę z klubu.
Do apartamentu dowiozła nas taksówka. Doczołgaliśmy się na ostatnie piętro. Nasz tymczasowy dom był pusty. Jeszcze nie otworzyliśmy drzwi do sypialni, a Zayn zaczął mnie rozbierać. Nigdy nie czułam się taka wyluzowana. Całowaliśmy się brutalnie. W powietrzu unosił się zapach jego zniewalających perfum, połączonych z nutką tytoniu. Ta mieszanka mnie powalała.
A: Zayn, obiecaj mi, że nigdy mnie nie opuścisz, dobra?
Z: Jasne, nikogo tak nie kochałem, jak Ciebie, mała.
Wskoczyliśmy pod kołdrę i tak właśnie otrzymałam mój oryginalny prezent urodzinowy. Chociaż byłam piana, pamiętam każdy szczegół. Jego zapach, dotyk, gorące usta.
****
Powoli otworzyłam oczy. Obudziłam się ubrana na tylnym siedzeniu samochodu. Nie wiedziałam gdzie jadę, po co…
-Zayn!? – zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. –Co tu się kurwa dzieje?! – wrzasnęłam.
Nic. Zero. Nie mam telefonu, pieniędzy, szminki… Auto się zatrzymało. Koleś w okularach i kapturze otworzył mi drzwi. Wysiadłam. Od siadł w fotelu kierowcy i odjechał. Zostałam zupełnie sama, w Bangkoku – mieście, w którym się zupełnie nie orientuję. Nie no, super. Bezradnie włóczyłam się po ulicach. Byłam głodna, chciało mi się pić. Gdy już nie miałam na nic siły usiadłam na ławce w jakimś parku. Po kilku minutach zobaczyłam w oddali  Zayna. Stał przed jakąś laską z ogromnym bukietem jakiś kwiatów. Wstałam i bez chwili zastanowienia zaczęłam biec.
-Zayn! Nie wiem gdzie jestem, umieram z pragnienia i głodu, jestem brudna, buty nie pasują mi do stroju, a ty randkujesz mi tu z jakąś laską. Jaki z Ciebie dupek! No daj jej te kwiaty! Co tak się na mnie patrzysz?! – byłam zdolna zmienić wygląd jego twarzy.
-Kochanie… - zaczął.
-Kochanie!? Ja ci dam kochanie!? Nie jeste… - i w tym momencie Malik zatkał mi usta ręką.
-Po pierwsze, te kwiaty są dla Ciebie. Po drugie bardzo Cię kocham. Po trzecie przepraszam za to, że doprowadziłem Cię do takiego stanu, ale właśnie zabieram cię na coś do żarcia, potem do SPA. – wytłumaczył, a ja miałam ochotę schować się w piasek.
-Kotku, jesteś najwspanialszym chłopakiem jakiego sobie mogłam wymarzyć. Przepraszam cię, dziękuję za kwiaty. Emm… może byśmy już tak poszli po te żarcie, bo zaraz umrę.
Malik zapłacił za kwiaty, ja przeprosiłam tą panią i poszliśmy do restauracji. Zamówiliśmy jedzenie i czekaliśmy rozmawiając. Minęło już 30 minut, a jedzenia nie było. Nie miałam zamiaru czekać dłużej.
-Zayn, proszę daj mi kasę. Tak około 10 funtów. – poprosiłam.
-Jasne, masz. – podał mi je do ręki.
Ja wybiegłam z restauracji i wbiegłam do McDonald’a który znajdował się niedaleko. W kolejce stałam trzy minuty. Zamówiłam BigMac’a, dwa Chesseburgery, kręcone frytki z sosem śmietankowym, dużą colę i małą sałatkę. Na realizację zamówienia czekałam chwilkę. Usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. Po 10 minutach po jedzeniu nic nie zostało. Szczerze mówiąc nie jestem fanką takiego żarcia, ale dzisiaj ono nie równało się z tym, co podano by mi w tamtej restauracji za jakąś godzinę. Wróciłam do Zayna, który z trudem dojadał zamówione przeze mnie żarcie.
-Kochany, dobrze Ci to zrobi. Wychudłeś ostatnio. – uśmiechnęłam się.
-Zaraz pęknę… Już niczego dzisiaj nie włożę do ust. – odparł po czym zapłacił i wyszedł razem ze mną.
Zayn wynajął jakiś samochód, którym pojechaliśmy pod obiecanie SPA. Zaparkowaliśmy w parkingu podziemnym. Wnętrze SPA było bardzo ładnie urządzone. Wszystko pachniało czekoladą i wanilią. Zayn przez pewien czas ustalał coś z panią w recepcji.
-Proszę za mną. – uśmiechnęła się do mnie jakaś pani.
-Jaaasne. – odparłam, spojrzałam na Zayna i zniknęłam.
Wylądowałam w szatni. Pani kazała mi się rozebrać i zawinąć w ręcznik. Tak właśnie zrobiłam. Zaprowadziła mnie do sali numer 214. Tam czekał na mnie masażysta (całkiem niezły…). Kazał mi się położyć na takim yyyy… dziwnym łóżeczku (?). Zamoczył ręce w czekoladzie i zaczął masować moje plecy. Jezusie, czułam się cudownie. Każdy centymetr mojego ciała się stopniowo rozluźniał. Zabieg trwał 15 minut. Następnie pokierowano mnie do gabinetu numer 220. Weszłam i tam czekały na mnie gorące kamienie. Troszkę się bałam, bo nigdy czegoś takiego nie próbowałam, ale właśnie nadszedł na to czas. Było całkiem nieźle. Później udałam się do sauny. Poczułam się jak u mnie w domu, w Polsce. Mieliśmy podobną saunę… Zazwyczaj chodziłam do niej, gdy miałam jakieś problemy lub po prostu ze zmęczenia. Kazano mi się ubrać. Czekał na mnie gabinet 169. Tam zajęto się moimi paznokciami i zrobiono mi cudowny makijaż. Wybrałam sobie miętowy i złoty lakier. Spojrzałam w lustro – wyglądałam nieziemsko! Jak nigdy. Wyszłam z ogromnego SPA. Na chodniku siedziała Laura. Wyglądała tak, jakby płakała. Podbiegłam do niej.
-Larson! Co jest?! Co ty tu robisz? Gdzie wy wczoraj byliście? Martwiłam się! No mów! – usiadłam obok niej i zaczęłam wypytywać.
-Harrego nigdzie nie ma! Nikt nic nie wie! Ja też! Obudziłam się u nas w apartamencie, sama. A na moim iPhone’ie była tylko wiadomość od Hazzy, że wszystko będzie dobrze! – wyjaśniła ze łzami w oczach.
-Nic więcej? Musimy go szukać?! Gdzie Zayn?
-Pojechał na policję. Nie wiem co mam robić… Może ja nawet jestem z Harrym w ciąży! Skąd ja mam pewność, co wczoraj z nim robiłam, kompletnie piana?! Ale najważniejsze jest, żeby on się w końcu znalazł…
-Laura, Hazza nie mucha, bez kondoma nie rucha! Spokojnie. Znajdzie się!
No to miło. Nie ma Harrego, próbuję jakoś uspokoić roztrzęsioną Laurę. Zaczęłyśmy iść. Zaglądałyśmy w każdą uliczkę. Nagle ujrzałam burzę brązowych loków. Podbiegłam w tamtą stronę. Tak, to był Harreh. W kałuży krwi leżał na ziemi, pobity i posiniaczony. Oddychał.
-Harry! Harry! Słyszysz mnie! Odezwij się! – zaczęłam krzyczeć jak opętana.
-Czy z Laurą jest dobrze wszystko? – zapytał resztką sił.
-Tak kochanie, jestem tu. – Laura chwyciła go za rękę. – Agata, no dzwoń po Zayna! Niech weźmie go do szpitala! On się tu kurwa zaraz wykrwawi!
Okej, okej… - wybrałam numer Zayna, powiedziałam mu gdzie jesteśmy, opisałam sytuację i kazałam przyjeżdżać.
Na Malika nie czekaliśmy długo. Wtaszczyliśmy Harrego do samochodu i udaliśmy się do najbliższego szpitala.

--------------------------------------------------------------------------
Linki uzupełnię potem,  bo lecę do szkoły :) Sory, że musieliście tyle czekać. Myślę, że fajny... :3 Dużo akcjiiii . 3majcie się :* - agatha xoxo